Pierwsza strona internetowa, czyli jak wbić się w serca klientów?
Jeśli spojrzeć po obecnych trendach można zauważyć duży nacisk na to, by reklama firmy oraz kreowanie wizerunku odbywało się tak, aby każda, niewyłącznie pierwsza strona internetowa brandu, miała określony szablon. A więc zawierała w sobie zestaw z góry sprecyzowanych przymiotów oraz informacji, w założeniu użytecznych dla użytkownika końcowego.
Mowa tu ewidentnie o:
- kluczowej korzyści wynikającej ze współpracy;
- ofercie;
- sekcji o firmie;
- cenniku;
- formularzu kontaktowym;
- niekiedy FAQ.
Jednakże głównym sposobem: „podawania” tych punktów odniesienia stała się forma mająca w możliwie najbardziej wydatnym oraz satysfakcjonującym ujęciu przychylnie przysposobić klienta względem marki. Tego typu perswadujący przekaz ochrzczono mianem języka korzyści. A ten miał w pewnym stopniu zastąpić to, czego żaden sprzedawca nie może ofiarować od razu, dostarczając, zamiast przedmiotu, jedynie sugestywny opis produktu.
Gdy pierwsza strona internetowa skupia się wokół schematu
Zalewa użytkownika zapewnieniami o skuteczności oraz użyteczności określonego artykułu, przyprawiając dane sugestie o zestaw obietnic i malowniczą wizję zysków. Notabene podejmowanych w najlepszej, możliwej cenie.
I ponieważ jest to standard, reklama firmy, a w tym większość walorów i korzyści z tytułu nabycia tego, czy innego produktu wiąże się z użytkiem tych samych chwytów, koncepcji, słów, bloków lub konstrukcji językowych. Wskutek czego ogół treści przestaje mieć magnetyczne właściwości na rzecz przypominania wydmuszek, za którymi nie wiadomo, co istotnie stoi. I jak bardzo, w związku z tym, marka jest wiarygodna.
W takiej sytuacji użytkownik staje się mniej ufny. Jako że w gąszczu pustych informacji oraz obietnic zaczyna się oczekiwać przewagi konkretów, oraz namacalności potwierdzających słuszność ewentualnego zakupu.
Jakimi zasadami należy się, więc kierować, aby pierwsza strona internetowa przedsiębiorstwa nie przypominała wyjałowionej ziemi, z której nie wyrastają owoce sprzedaży?
Reklama firmy i skupienie na atutach marki to nie jest właściwy kierunek
Optyka w tym zakresie powinna być odwrotna, stawiająca użytkownika na piedestale. Zbyt wiele dzisiejszych brandów koncentruje się, albowiem na tym, kim w istocie są, jako marka. I co to w rezultacie oznacza. A w związku z tym, jak to umiejętnie przedstawić, tak, aby zyskać przychylność odbiorcy. Sęk w tym, że dane ujęcie jest: „wypukłe”. A w tłumaczeniu na język prosty: nie zaprasza użytkownika do środka, nie zachęca do rozgoszczenia się, zatrzymania, rozejrzenia w przyszykowanym wprost pod potrzeby, komfortowym otoczeniu. Gdyż istotnie nie chodzi tu o niego z uwagi na fakt, iż skupienie zawiązało się w obrębie aspektu: „MY”. Jako firma. I co my, jako marka, możemy: „Tobie” zaoferować.
Taka optyka ustawia odbiorcę w drugorzędnej pozycji. Z kolei sam brand skazuje na, uwzględnione wyżej, kreowanie wizerunku tkane z obietnic. A w związku z tym budowanie sprzeczności. Gdzie z jednej strony dostarczane są zapewnienia o tym, jak bardzo użytkownik się liczy i jest istotny. Podczas gdy nie idą za tym czyny, w których internauta mógłby się odnaleźć, pozyskując uzasadnienie dla deklarowanych wartości. Namacalność, natomiast w tym zakresie wcale nie jest niemożliwa do zawiązania, nawet na etapie promocji.
Kreowanie wizerunku poprzez wartość
Gdyż, o ile w większości przypadków firmy dostarczają skupionym wokół brandu użytkownikom bzdury, np. najczęściej w postaci pisanego na zasadzie: „byle był” newslettera lub – co gorsza – w odniesieniu do takich działań jak remarketing. Gdzie siła przekazu powinna być determinująca. Tak można to przeskoczyć, zmieniając wymyślnie kreślone pod użytkownika horyzonty korzyści w dostarczaną wiedzę. A w zasadzie w jej mocny odłam na przekonującą zachętę.
I o ile można uznać, że ta jest już w istocie zapewniania w ramach różnych trików mających w założeniu pozyskać adres e-mail odbiorcy, np. w zamian za bezpłatny e-book. Tak treść w nich zawarta jest zazwyczaj zdawkowa lub mocno powielana i nie obejmuje nic odkrywczego. A w związku z tym nie ma również prawa zadziałać element perswazji, przychylnie przysposabiający użytkownika do brandu. Gdyż to wymaga dostarczenia miażdżącej, mocno istotnej informacji, która wywraca dotychczasowy krajobraz do góry nogami. I właśnie takimi: „sztuczkami” powinna się kierować marka.
A więc, zamiast celować w komunikat pt. „Kup i patrz, jak zmienia się Twoje życie” lepiej w tym wypadku uczynić dany przekaz czynem.