Współczynnik odrzuceń – jakie czynniki przepędzają klientów?
Jakkolwiek współczynnik odrzuceń może, acz nie musi sugerować, że jesteśmy do tyłu, gdy chodzi o cechy dobrej strony internetowej. A więc, gdy mamy na myśli jej strukturę, layout, content czy poszczególne aspekty UX. Tak to, czy użytkownik opuszcza witrynę, zapoznając się wyłącznie z jedną zakładką bez dokonania dodatkowej akcji, podczas zapoczątkowanej sesji, może mieć i pozytywne uzasadnienie. Na przykład w sytuacji, gdy odbiorca poszukuje ścisłej informacji, a opublikowany na blogu artykuł finalizuje tę potrzebę.
Taka jest w istocie rola SEO – aby przekierować do adekwatnej treści, która wyczerpuje wątek tematyczny uwzględniony w zapytaniu. I o ile w danym wypadku osiągamy wymierny cel, jakim jest ściągnięcie użytkownika na stronę. Tak paradoksalnie, o ile odbiorca nie: „przekliknie się” w inny zakamarek witryny, podbija statystykę, zwiększając tzw. bounce rate.
Negatywny współczynnik odrzuceń to głównie zaniedbany UX
jakkolwiek sporo mówi się o tym, co i jak szybko wypędza użytkownika ze strony, wskazując na kilku winowajców. Takich jak:
- nieprzyjazne rozmieszczenie elementów;
- prędkość ładowania się zasobów;
- aspekty wizualne, np. zbyt mały kontrast tudzież mocno wyjaskrawione, krzykliwe
kolory; - przesadna liczba reklam, wyskakujące okienka lub inne rozpraszające detale (o
powyższe zahaczano tutaj); - brak responsywności, tj. niedopasowanie layoutu, np. względem urządzeń
mobilnych.
Tak ciut mniej chętnie szuka się kreatywnego rozwiązania niwelującego tę niedogodność. I o ile to, jak wygląda współczynnik odrzuceń, może zależeć od tego, jakie są cele marketingowe strony. Niekiedy warto sięgnąć po pewne awangardowe metody, które zwielokrotniają poczytność zasobów. Wśród tych...
Cechy dobrej strony internetowej podbijają niespodzianki
W danym ujęciu – banery reklamowe. I jakkolwiek te nie kojarzą się nader wytwornie. A także są pierwszą rzeczą, której w obrębie witryny z reguły się unika (patrząc z perspektywy odbiorcy). Tak właśnie, dlatego, by zwiększyć efektywność i wymierność publikowanego contentu warto to odmienić.
Można to osiągnąć na kilka sposobów, wpisując w posiadane cele marketingowe brandu ciut nietypowe podejście, stawiające na pozytywne zaskakiwanie użytkownika. W opozycji do serwowania banalnie prezentujących się reklam przyklepanych na sztywno.
Tu warto zastosować wysoce enigmatyczny, nieodkrywający z góry szczegółów przekaz, okraszony nad wyraz wymuskaną grafiką, odzianą w mocne, dobrze czujące się razem kolory, a odznaczające się z odległości. I jakkolwiek baner ma z zasady pracować dla administratora witryny. Tak tutaj stawiamy na użytkownika. Stąd, zamiast rekomendacji i odnośnika do określonego produktu z posiadanego sklepu (do czego większość odbiorców jest przyzwyczajona i zasadniczo z tego względu nie zwraca na to uwagi), warto pochylić się ciut inaczej. I przekierować, np. do nieprzyzwoicie wartościowego, zapewniającego ogrom wiedzy użytkowej artykułu, który może być przy okazji promocją produktu. O ile, notabene, cele marketingowe tej treści nie skupiają się w przeważającej większości na jego sprzedaży kosztem jakości dostarczanego contentu.
Kierunek w tym miejscu powinien być zgoła odwrotny. I zamiast celować w romantyczne wizje i zapewniania o potencjalnej skuteczności towaru bądź usługi – mistyczny efekt WOW osiągamy nie wskutek ładnie brzmiących półsłówek, a jakości i skali wiedzy niedostarczanej w danym ujęciu przez nikogo.
Gdy cele marketingowe skupiają się wokół mocnej strategii komunikacji
Tworzymy bezkompromisowe, uderzające i wymowne treści, które ściągają uwagę klientów, stając się elementem determinującym, zamieniającym współczynnik odrzuceń w konwersję.
A ponieważ biorąc pod lupę cechy dobrej strony internetowej i rozglądając się w światku, przykuwa wzrok fakt, iż większość contentu, w tym, np. tytuły artykułów są tworzone pod określony schemat, w danym ujęciu SEO. Sprawia to, iż ów nagłówki stają się trywialne, wyświechtane i miałkie. Co w przypadku bycia użytkownika już na docelowej stronie, gdy zdążył zaznajomić się z poszukiwanym materiałem, wcale go nie zachęca do: „nadprogramowego” kliknięcia.
Gdyż w danym ujęciu taki tytuł musiałby być mocno charakterystyczny, zawierać nietypowe zestawienia słów, odwoływać się do kontrowersji lub w inny, wymyślny sposób wykręcać kiszki, patrząc przez pryzmat zastosowanej formy i jej wyrazu. Co, wcale nie jest niemożliwe do osiągnięcia. Gdyż czasami wystarczy jedna, niebędąca w potocznym użytku lub rzadziej stosowana fraza, by nadać zdaniu bardziej przebojowego charakteru (warto w tym miejscu odwołać się, chociażby do tytułu tego artykułu).
A ponieważ współczynnik odrzuceń to w głównej mierze nieumiejętność zainteresowania odbiorcy, warto przełamać powyższy standard. I zamiast silić się na jak najbardziej powszechne i obiegowe tytuły, lepiej wzbogacić całość o osobisty twist, nadając nagłówkom bardziej magnetycznych właściwości.