Wywrotowy marketing treści, czyli jak wystrzelić z promocją marki?
Jeśli spojrzeć po większości contentu dostępnego w sieci, można nadziać się na wrażenie, że marketing treści ogranicza się do ruchu na jałowym biegu. Co odbywa się wskutek odbijania stale tej samej intonacji, stosowania nieustająco płaskich środków stylistycznych oraz dostarczania wciąż jednakich, nieurozmaiconych informacji. I zapewne, z uwagi na ów ostatnie, do powiązanego wniosku przylgnęła i marka Google, wprowadzając tzw. Helpful Content Update. A więc aktualizację algorytmu marginalizującą strony internetowe powielające obiegowe dane i niewnoszące własnych, bardziej lotnych analiz.
I jakkolwiek treść, to znamienita składowa, gdy omawiana jest strategia firmy i działania promocyjne marki. Tak materiały dostępne w Internecie w obecnej postaci są wybornym (niechlubnym) przykładem na to, jak wybić się na tle odrętwiałej i mniej sprężystej konkurencji.
Marketing treści bogaty w niuanse – raz, czyli dlaczego użytkownik czci ekstrawagancję
I ponieważ content z zasady generuje się pod wyszukiwarki, utarło się również, iż powinien on odbijać określoną formę. A więc zawierać:
- zoptymalizowane pod SEO nagłówki;
- wypunktowania i listy;
- podział na akapity;
- śródtytuły;
- zdjęcia umieszczone w tekście.
Z reguły też ów ujęcia dostarcza. Zgryzota w tym, że wytyczne te zbudowały pewną szablonowość odpowiadającą za rodzaj: „skrótowego” podchodzenia do treści. Gdyż ta, w danym ujęciu, zamiast stanowić wyróżnik i budulec rozpoznawalności firmy banalizuje działania promocyjne marki, stając się poniekąd niezauważalnym tłem, które na każdej zacumowanej w Internecie stronie, musi jednak być. Niezależnie od tego, czy tak, jak na pierwszej, szkolnej dyskotece podpiera ścianę, zamiast okazać się przebojowym filarem – wyrafinowanym narzędziem, które wskutek kilku awangardowych, niestosowanych powszechnie chwytów rozpłomienia audiencję.
Gdyż to ostatnie udałoby się osiągnąć, gdyby tylko...
Działania promocyjne marki stawiały na element ekscytacji
Co oznacza, że strategia firmy bazowałaby na takim koncepcie marketingu treści, który w sposób bezpośredni i wysublimowany prezentowałby materiały tak, aby powodować uderzające, acz przeszywająco przyjemne zaskoczenie nasączone motywem energetyzującej inspiracji.
Taki efekt można byłoby uzyskać, zaczynając od całkowicie innej aranżacji nagłówków. Gdyż, jakkolwiek SEO to, na ten moment, wciąż wyznacznik struktury tekstów dla polskiego administratora witryny. O tyle, za chwilę, w obliczu nowego, wzmiankowanego na wstępie algorytmu, rzeczy mogą się srodze skomplikować. A bardziej od pasujących do zapytań z wyszukiwarki fraz znamienniejsze stanie się, czy użytkownik uświadczył na stronie odpowiedniego wymiaru satysfakcji.
I skoro tak, jednym z czynników, który może takową wzniecić jest tworzenie mocnych, elektryzujących, dynamicznych i obiecujących nagłówków. A te, wbrew możliwym wątpliwościom, i tak będą zawierać w sobie element SEO.
Cały misterny sposób w tym, aby umieścić w nich wystarczająco intrygujący, uderzający lub zaskakujący rodzaj intonacji, której unaocznienie odbija się, np. w tym artykule i jego tytułach. Gdyż, wracając do elementu psychologii (o której ciut więcej było tutaj), a także odnosząc się do znamiennych słów znanego reżysera Krzysztofa Kieślowskiego:
Nie można pokazać zbyt dużo, bo znika tajemnica. Nie można pokazać zbyt mało, bo nikt nic nie zrozumie.
Zawarcie pewnego rodzaju mglistego, acz nęcącego motywu w nagłówku jest działaniem wskazanym. Jako że generuje podświadomą chęć rozwikłania, odnalezienia się w centrum podanego w ten sposób misterium. A więc wzbudza i potrzebę dalszego czytania. Oznacza to, że popychamy tym samym użytkownika naprzód, dynamizując również tworzone w takim ujęciu teksty.
Gdy strategia firmy względem marketingu treści stawia na zamaszystą niecodzienność
Ekstrawagancja ww. pokroju nie ogranicza się wyłącznie do tytułów, a zahacza również o rdzeń bloga. Serce artykułów.
Gdyż, o ile obecnie można odnieść wrażenie, że wszystkie materiały prezentowane w sieci są tożsame pod względem języka. A także skupiają się w obrębie zbieżnej domeny, odpowiadając na wciąż te same pytania, np. czym dane zagadnienie jest i jak działa. O tyle, aby umieć się wyróżnić, należałoby wejść poziom wyżej, podgryzając temat od zupełnie nieobiegowej strony.
Co w istocie oznacza, iż, zamiast powielać to, do czego przyczepiło się i samo Google, lepiej uznać tendencyjność za gotową platformę i na tym budować, nie zakreślając kręgu wciąż od nowa.
To w zasadzie wskazuje, że warto w tym miejscu przywołać motyw tezy i wniosku. Jako że, jakkolwiek za miałki i płaski marketing treści zazwyczaj odpowiada koncentracja na najprostszym, bazowym ujęciu, mającym przybliżyć istotę przedmiotu. Tak ten bardziej wyszukany, o pułap wyższy model dotyka już stawiania przed czytelnikiem i sobą enigmatyczno-zawiłych założeń. Gdyż, jak już powyżej wyjaśniono, potrafią użytkownika przyciągnąć. Właśnie z uwagi na pewną nieodzowność i mistyczną tajemnicę wymagającą rozwikłania i poznania, zawartą w środku.
To, z kolei, przybliży markę i jej marketing treści do sukcesu w połowie, eliminując tę wzmiankowaną niedawno szablonowość. Acz działania promocyjne/misteria danego przedmiotu tutaj się nie kończą. I należałoby pamiętać, że używanie tezy i wniosku jako narzędzia nie powinno być ogranicznikiem pozwalającym założyć, że sam ów środek wystarczy.
Gdyż, jak wiadomo z psychologii, wyrafinowane nagłówki (apetyczne deklaracje) działają tylko przez chwilę w ramach przykuwania uwagi.
I skoro już się na nie porywamy, warto ten obiecujący klimat zamknąć również w treści, do tego, wszakże służy dynamiczny, elektryzujący i wprawny w komunikacji język.